W okresie „po końcu sztuki” – jak określił naszą epokę Grzegorz Dziamski – niemałą brawurą wykazują się artyści malujący obrazy. A tym bardziej ci, którzy decydują się na archaiczną technikę oleju na płótnie oraz tworzący kompozycje figuralne, portretowe czy martwe natury. W dobie technokratyzmu, cyfryzacji, mass mediów, komunikacji internetowej i obłędnej zawartości mediów społecznościowych, na które to zjawiska reaguje także sztuka współczesna, statyczny dwuwymiarowy obraz uchodzi niemalże za formę zapomnianą.
W przeciwieństwie do nowatorskich nurtów – typu appropriation art, mail art czy video art – tak prozaiczna czynność jak kładzenie farby na płótno wydaje się nie tylko nieco nużąca, ale przede wszystkim zbyt czasochłonna. W przypadku klasycznych technik efekty nie są bowiem natychmiastowe, trzeba je sumiennie wypracować, a wprowadzenie zmian w raz namalowaną kreskę nie zawsze jest możliwe. Powoduje to jednocześnie, że obraz jako struktura żyjąca podczas aktu tworzenia – zupełnie jak w Balzakowskim opowiadaniu Nieznane arcydzieło – skłania artystę do poświęceń, nigdy jednak nie gwarantując w zamian sukcesu.