Kłamstwo w sztuce, czyli dlaczego nie warto wierzyć artystom współczesnym?
Niedawno jeden z lepiej rozpoznawalnych serwisów poświęconych inwestowaniu w sztukę w Polsce – Rynekisztuka.pl – opublikował krótki tekst poświęcony jednemu z moich obrazów pt. „Synteza”. Precyzja i łatwość, z jaką odczytany został przekaz początkowo wprawił mnie w zakłopotanie. Artyści przeważnie nie mają ochoty wyrażania swoich myśli w sposób bezpośredni, jednoznacznie wskazując na punkt krytyki, egzaltacji czy innych jeszcze naszych spostrzeżeń. Wolimy pozostać w cieniu – zadziwiać, czasem szokować, ale nigdy tłumaczyć skąd bierze się w nas potrzeba tworzenia, albo co konkretnie dzieło przedstawia. Sztuka jest trochę jak krzyżówka, z mnóstwem pytań i odpowiedzi, która staje się czytelna dopiero po wypełnieniu wszystkich pól. Wtedy też jesteśmy w stanie odczytać hasło, którego rozszyfrowanie oznacza dla artysty pewnego rodzaju koniec.
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się skąd wzięła się słynna maksyma Pabla Picassa – „Sztuka to kłamstwo, które pozwala uświadomić sobie prawdę”? Sztuka od zawsze rządziła się własnymi prawami, sięgała po rozmaite techniki, materiały i inspiracje, żonglowała stylami i budowała na ich przykładzie zupełnie nowe kierunki. Zawsze też w sztuce ukryty był pierwiastek manipulacji i oszustwa, pozostawiony tam przeważnie w dobrej wierze, co czyniło ją i nadal czyni (choć coraz rzadziej) wartościową. Innymi słowy „prawda” w sztuce funkcjonuje na nieco innych prawach – przeważnie zataja prawdziwe znaczenie obrazów, ukrywa ich wartość, przeinacza znaczenie obrazów dla sztywnych ram sztuki. Prawda w oczach wielu – publiczności i krytyki, ale i zupełnie zwykłych ludzi – jest niewygodna. Wolimy przeważnie trwać w przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku, że nikomu na świecie nie dzieje się krzywda, że świat się już nie zmieni. Dla sztuki i artystów taka sytuacja jest nie do zniesienia. Ich komentarzem jest właśnie sztuka, ironicznym, subtelnym, czasem wyjątkowo pięknym, jednak na tyle niewygodnym, że historia próbuje na siłę wyprzeć artystów ich twórczość.
Spójrzcie na poniższy obraz, a potem zastanówcie się przez chwilę, co on właściwie przedstawia?
Tak, macie rację, to oczywiście „Panny z Avinionu”, jedna z najlepiej rozpoznawalnych prac Pabla Picassa, okrzyknięta w latach 20 ubiegłego wieku najważniejszym dziełem 100-lecia. Co zatem tak urzekło krytyków? Podręczniki do dziś interpretują dzieło w ten sposób:
„Prawda jest widoczna w całym obrazie: Picasso przez malarstwo próbował odnaleźć pierwotną siłę życiową i poszukiwał wielu „prymitywnych” źródeł inspiracji, m.in. wśród afrykańskiej rzeźby plemiennej”.
Historycy do dziś uważają, że był to moment szczytowy w jednym z okresów twórczości Picassa, zwracając uwagę na przełomową formę przedstawienia. Kobiecość wyrażona została w odważny i nowatorki sposób. Obraz zaskakiwał rytmem, zygzakowatymi liniami, łukami i kolorystyką. Czy to było jednak intencją samego artysty? Cóż, obraz faktycznie przedstawia 5 kobiet, prostytutek, które nie pochodzą jednak z Avinionu, miasta na południu Francji, a z domu publicznego w Barcelonie, który mieścił się przy ulicy o podobnej nazwie (d’Avinyo). Picasso w rzeczywistości parodiował motyw „tureckiej łaźni”, charakterystyczny dla sztuki antycznej, który w jego oczach był wręcz absurdalny. Jego zdaniem najlepszym miejscem zachwycania się wdziękiem nagich kobiet były właśnie domy publiczne (których był miłośnikiem). Dzieło sztuki było dla niego sposobem wyzwolenia twórczego i rozprawienia się z obłudnikami.
Druga interpretacja nie brzmi już tak imponująco, choć wszystko wskazuje na to, że jest w stu procentach prawdziwa. Ważna jest także ogólna wymowa dzieła, będąca w istocie znakiem zmieniających się czasów. Czy Picasso kiedykolwiek zgodził się opowiedzieć o samym dziele? Nie, sprzedał je nieukończone w 1921 roku projektantowi mody Jacquesowi Doucet, po czym oddał się dalszym poszukiwaniom twórczym. Nie zależało mu na wyrażaniu świata wprost, a jedynie pozostawieniu własnego komentarza wobec rzeczywistości, która go otaczała. Jak słusznie ujął to recenzent „Syntezy”:
„Sztuka jest ośrodkiem dla swobodnego przechodzenia od jednych doznań do drugich, a łączenie przyjemności, myśli (treści filozoficznej) i prawdy jest cechą prawdziwego dzieła sztuki”.
Nie próbujcie patrzeć na sztukę samymi oczyma, bo wyprowadzą was one na manowce. Uwierzcie, że nawet najbardziej niezrozumiałe przedstawienia skrywają tajemnicę i to waszym zadaniem jest ją rozwikłać, albo jej ulec.
Jeśli znacie jakieś inne fakty ze świata sztuki, interpretacje i oceny, które z różnych przyczyn nie weszły do oficjalnego obiegu sztuki, podzielcie się nimi w komentarzach. Sam postaram się już niebawem dostarczyć więcej nietypowych informacji skrywanych przez sztukę.
Tekst opisujący „Syntezę” znajdziecie TUTAJ
——–